Pociąg nie do Warszawy a komunikacja bez przemocy, no i moja joga.
Jednym z założeń NVC jest budowanie próśb w sposób konstruktywny. Tytułowy bilet na pociąg nie do Warszawy pokazuje kilka rzeczy. Po pierwsze zwracamy uwagę na to, czego nie chcemy. Po drugie brakuje tu komunikatu na temat tego, dokąd chciałbym zmierzać lub tego, na czym mi zależy.
Chodzi o to, by prośby do innych, siebie lub świata konstruować w taki sposób, by były pozytywne, możliwe do osiągnięcia i w miarę konkretne.
Podczas ostatniego zjazdu Trenerów NVC pojawiło się pytanie o to, dlaczego w takim razie już w samym tytule widnieje zapis „bez przemocy”?
Legenda miejska głosi, że Resenberg zapożyczył ten termin z sanskrytu i tradycji jogi. Brzmiał on „ahimsa”. Słowo to składa się z dwóch członów: rdzenia „himsa” – który oznacza krzywdzenie lub przemoc – oraz przedrostka „a”, będącego zaprzeczeniem.
Zastanawiałem się, dlaczego ten termin został wybrany i jaki ma to związek z filozofią jogi?
Podzielę się swoją parafrazą na ten temat. Otóż w filozofii jogi, w dużym uproszczeniu, można przyjąć, że istnieje podział na Puruszę – byt duchowy, świadomy, niezmienny i pasywny oraz Prakritti – świat materialny (i nie tylko), który jest w procesie ciągłych zmian. Jest też dualistyczny. Ciało oraz wytwory psychiczne są częścią Parkritti a w związku z tym podlegają dualizmowi (ciepło i zimno, dobry i zły).
W założeniach dotyczących praktyki jogi zakłada się, że mamy w sobie pierwiastek duchowy, ale nasze zmysły (oraz mózg) utrudniają nam dokonanie tego rozpoznania. Zakłada się, że nie doświadczamy siebie jako istot duchowych, tylko utożsamiamy się z ciałem i jego psychicznymi wytworami.
Wszyscy zatem niesiemy w sobie potencjał do krzywdzenia oraz innych destrukcyjnych działań.
Celem praktyk jogicznych jest oczyszczanie świadomości ze wszystkich zachowań i doświadczeń zaburzających naszą pierwotną i duchową naturę po to, by ją dostrzec. I tu, moim zdaniem i w dużym skrócie, dochodzimy do sedna sprawy – do założenia, że każdy z nas niesie w sobie ignorancję, przemoc, zachłanność, pożądanie i awersję oraz nieświadomy lęk przed porzuceniem tego, co nam znane. Poprzez doświadczenia zmysłowe i poprzez samo tylko myślenie nie możemy rozpoznać prawdy o nas samych. Potrzebujemy narzędzi do oczyszczenia percepcji – również z przemocy. Jak już wcześniej pisałem, Purusza – jako archetyp tego doświadczenia – jest pasywna, zatem by ją spotkać, trzeba ruszyć dupę. 😉
To w nieustannych momentach uznawania naszej niepełności i ułomności, ale również duchowego potencjału, zaczyna się nasza droga do pełni człowieczeństwa.
Zarówno joga, jak i NVC proponują różne – choć w wielu miejscach zbieżne i, moim zdaniem, uzupełniające się – strategie doświadczania swojej pełni.
W jodze chodzi o porzucenie myślenia na rzecz odczuwania i choć nie jest to chyba ujęte explicite, to jedyną drogą do wyjścia z „puszki” myśli jest czucie. Faeq Biria powiedział, że joga zakłada, iż dusza jest wibracją i można ją poczuć lub jej doświadczyć.
Wydaje mi się, że nieco podobnie jest w NVC – obserwacja myśli jest pierwszym krokiem do tego, by zejść po drabinie – z głowy do uczuć i potrzeb. Do tego potrzebujemy na chwilę opuścić tę „ciemność z tyłu, za oczami”.
W jodze często brakowało mi technik do przyglądania się sobie. W NVC je odnajduję. Obserwacja wydarzeń, oddzielanie faktów od kręconych filmów oraz pytania o to, co czuje i jakich potrzeb to dotyka dają mi narzędzia do oczyszczania percepcji. Dostałem to, czego mi brakowało w praktykach jogicznych.
Z ust Agnieszki Pietlickiej usłyszałem, że do praktyki NVC potrzebna jest prawda, miłość i odwaga.
Moim zdaniem w obu praktykach do osiągnięcia wglądu w prawdziwą naturę siebie niezbędne jest stawanie do prawdy o sobie i swoich uczuciach, budzenie empatii lub – jak kto woli – troski, odwaga w patrzeniu i czuciu bez potrzeby działania, by każdego dnia stawać się odrobinę mądrzejszym.