Cześć!
Moi Drodzy,
od jakiegoś czasu uczę się prowadzenia rozmów i bycia w dialogu. Póki co mam nieodparte wrażenie, że więcej zaliczam upadków niż przyjemnych dialogowych spacerów.
Czasami, kiedy się wypowiadam, bardzo chcę, żeby to, co werbalizuję przypominało ładną i krągłą wypowiedź, a wychodzą z tego jakieś zupełnie nieforemne trójkąty i kwadraty.
Co to wszystko ma wspólnego z karnetami do Sadhany i z Wami? Chciałbym, żeby zajęcia jogi były formą dialogu i to na każdej płaszczyźnie – rozmowy o cenach i układach karnetów również. Opowiem Wam o swojej koncepcji, ale chciałbym też usłyszeć Wasze opinie i głosy, by współtworzyć z Wami to miejsce.
Od początku istnienia szkoły karnety były najbardziej optymalnym sposobem opłacania zajęć i uczestnictwa w nich. Rekomendowałem i promowałem wejścia dwa razy w tygodniu, ponieważ praktykowanie w szkole dwa razy w tygodniu jest – moim zdaniem – najefektywniejszą formą uczestnictwa w zajęciach. Taka częstotliwość pozwala na uzyskanie głębszych i trwalszych efekty oraz umożliwia sukcesywny rozwój, biorąc pod uwagę zarówno ciało, jak i psyche. Potwierdza to szereg badań i publikacji prozdrowotnych. Oczywiście każda kolejna godzina z nauczycielem wpływa pozytywnie na stan zdrowia, ale nie jest to już tak mocno odczuwalny przeskok.
Kiedy jednak gubimy ten rytm, w zasadzie za każdym razem zaczynamy niemal od początku. Częściowo tracimy uzyskane zakresy wewnętrznej przestrzeni, zapominamy nazwy, układy asan i sprzętu. Sesje muszą być prowadzone tak, by każdy mógł odnaleźć się w mato i asanoprzestrzeni, co wymaga każdorazowo (kiedy wypadniemy z rytmu) więcej czasu i trochę go Wam zabiera.
Tutaj muszę uderzyć się w pierś – karty multisport zachwiały podstawą tego systemu. Z jednej strony dawały nieograniczone możliwości praktyki, z drugiej osłabiały tę regularność. Ich wprowadzenie miało jeszcze jedną bolesną stronę, o której przekonałem się dopiero w chwili rozwiązania umowy – mniej więcej siedemdziesiąt procent uczniów i uczennic przywiązanych było do kart, a nie do szkoły.
Bardzo chciałbym podziękować, że zostaliście i zostałyście z nami, pomagając nam przejść przez ten trudny okres. Dziękuję Wam! Tym bardziej, że – jak powiedziała kiedyś Kamila Watychowicz – jeśli ktoś ma rodzinę i przychodzi na zajęcia, od razu powinien dostać order. W pełni się z tym zgadzam. Dla mnie wszyscy uczestnicy i uczestniczki zajęć w Sadhanie i nie tylko – zasługują na order.
A wracając do karnetów i częstotliwości uczęszczania na zajęcia. Jak pewnie zauważyliście struktura karnetów została pomyślana tak, by cena jednostkowa za pojedyncze zajęcia była bardziej korzystna dla tych, którzy i które zdecydują się pojawiać w szkole częściej w krótszym czasie. Jest to dla mnie minimalnie mniej korzystne finansowo, ale za to daje poczucie większej stabilności. W tym układzie wydaje mi się zatem, że obie strony coś z tego mają.
Część z Was prosiła o przedłużenie karnetów w związku z tym, że nie ma możliwości ich odrabiania. To prawda, na ten moment szkoła to zajęcia dwa razy w tygodniu. Stara Sadhana nie istnieje. Mamy tylko to, a w związku z tym tylko (i aż) tyle mogę Wam zaoferować. Proponuję jednak przewidywalne dla Was opcje karnetów i wejść.
Zdaję sobie sprawę, że w sytuacji, w której nie uda się Wam z jakichś względów wykorzystać wszystkich wejść w obrębie karnetu, macie poczucie straty i chcielibyście, bym żywotność karnetów przedłużył. Zawsze to (z)robię w przypadku choroby i zwolnienia lekarskiego – to dla mnie oczywiste.
Trudno jest mi się jednak pogodzić z przedłużaniem terminu ważności karnetu, kiedy Wasza nieobecność jest związana z tym, że po prostu wybraliście inną formę spędzania popołudnia czy wieczoru niż wspólne spotkanie w Sadhanie. Dlaczego? Myślę, że zakup karnetu to umowa, która powinna obowiązywać obie strony. Ja zobowiązuję się, że zorganizuję dla Was zajęcia w konkretnym czasie, a Wy, że zrobicie wszystko, żeby wziąć w nich udział. Zapewne trudniej jest zrezygnować z zajęć, kiedy się je prowadzi i robi one man show, niż kiedy się w nich uczestniczy, ale mam też poczucie, że kiedy podejmujecie decyzję o tym, że w danym dniu nie przyjdziecie, bo w tym czasie chcecie zrobić coś innego, poczucie straty jest czymś adekwatnym i koniecznym, choć oczywiście niemiłym.
Niezręcznie czuję się z oczekiwaniami, że to ja mam Wam tę stratę zrekompensować, przy okazji ponosząc jej koszty, choć to nie ja zdecydowałem o tym, że nie przyjdziecie. Świadomość tego procesu wydaje mi się ważna w kontekście współodpowiedzialności. Równocześnie wiem, że nie zawsze jest to wygodne.
Kończąc te moje długie (choć mam nadzieję, że czytelne) wywody, proponuję – krakowskim targiem – dwa dodatkowe karnety, na sześć i osiem wejść o przedłużonym okresie ważności i tylko nieco droższe, by obie strony były tylko nieco niezadowolone – podobno to definicja skutecznych mediacji.
Oto moje propozycje:
karnet na 6 wejść ważny 3,5 tygodnia w cenie 195 zł
karnet na 8 wejść ważny 5 tygodni w cenie 240 zł
Co Wy na to wszystko?